Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 lutego 2011

Rozdział 2


Następnego dnia wstałam trochę zaspana.
Może w tym liceum będzie jakiś sensowny chłopak? – myślałam idąc do łazienki.
-No jasne! Przecież ja tam będę! – odkrzyknął Emmet.
-Edward! Czy ty musisz cytować publicznie moje co ciekawsze myśli? – jęknęłam.
-Ja tylko prosiłem Alice, żeby cię pilnowała – usprawiedliwiał  się.
A po co ktoś ma mnie pilnować? – spytałam płaczliwie.
-Masz dopiero 16 lat.
-Prawie 17.  A Bella to miała ile?
-Bella była rozsądna i poważna.
-Edwardzie, nie buduj teorii. – wtrąciła się Bella. – Że zacytuję ciebie gdy miałam 17 lat. ,,Dziewczyno, wpędzisz mnie do grobu.” Działasz na mnie hmm… upajająco. – powiedziała i chyba go pocałowała. Nie wiem, Alice właśnie ciągnęła mnie do swojej garderoby.
Pół godziny później ubrana w czarną spódniczkę i białą bluzeczkę uciekałam z tegoż pomieszczenia do salonu, stukając małymi obcasami czarnych balerin, które miałam na nogach. Wampirzyca goniła mnie z białą, aksamitną przepaską do włosów.
-Nieee! – krzyknęłam rozdzierająco i schowałam się za szerokie plecy taty, który ze swoją popisową miną idioty gapił się na całą scenę.
-No to warkocze! – kusiła, a raczej straszyła Alice.
Nieee! – wrzasnęłam jeszcze głośniej i dodałam – Tato, zrób coś!
-Co? – spytał ojciec .
-Nie wiem! Wytarzaj się w pyle, będzie cię otrzepywała, a ja zwieję.
 -Nie przeginaj, Alice. – uratowała mnie mama. – Ona nie jest już małą dziewczynką.
Gdy szczęśliwie dotarłam do końca przygotowań zarzuciłam plecak na ramiona i pobiegłam do przedpokoju. Tam napotkałam Emmeta z grymasem na twarzy.
-Em, nie rób swojej miny KOM. To tylko szkoła.
-KOM? – mężczyzna uniósł brwi.
-Kłopoty Oznaczają Mnie. – odpowiedziałam słodko.
-Wiesz co , Cam? – spytał Emmet cichym, ale mocnym głosem.
-Taak?
-Już nie żyjesz! – poinformował mnie radośnie.
Nim zdążyłam mrugnąć wziął mnie na ręce, chwycił w pasie i uniósł w górę. Z zawrotną szybkością zaczął kręcić mną w kółko za pomocą samego przekładania dłoni.
-Aaaaaaa! – wrzasnęłam przerażona (to był trzeci wysokodecybelowy krzyk tego ranka. Ciekawe, kiedy rodzince zacznie dawać się we znaki wyostrzony słuch. Nie mogę się doczekać.). – Mamo! Patrz co on robi! Em, przestań, bo do końca życia będę cię nazywać stryjecznym dziadkiem!
Wampir błyskawicznie postawił mnie na ziemi, sam padł na kolana, uniósł splecione dłonie w błagalnym geście i poprosił,  prawie płacząc:
-Nieee! Błagam! Tylko nie to, zrobię co zechcesz!
-Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć rozjęczał się z kolei.
-Co to za dom?! Jednego dnia, ba, poranka dowiaduję się, że moja córka tęskni do utraty tchu za miłością. A chwilę później – że cierpi na lęk egzystencjalny przed białymi aksamitnymi przepaskami do włosów. Przed sekundą zdawała coś w rodzaju egzaminu praktycznego dla astronautów. Teraz zaś klęczy przed nią dorosły wampir, w dodatku żonaty! Dawkujcie mi te rewelacje z łaski swojej. Cam, co on robi na podłodze?
-Próbuje mnie przekonać, żebym nie wymierzała mu kary, którą jest nazywanie go stryjecznym dziadkiem. – wytłumaczyłam ubawiona gwałtowną reakcją ojca.
-A to śmigło, które udawałaś?
-To Em mnie karał.
-Za co?  - przeraził się tata.
-Za niewinne dowcipy. – naburmuszyłam się. – teraz żałuję, że go przynajmniej nie obrzygałam.
Mama zgorszyła się. Tata z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
-Cam, co to za słownictwo?! – oburzyła się Ness.
Zamierzałam odpowiedzieć żartem, ale spojrzałam na tatę. Tak się skupił na tym, żeby nie wybuchnąć rechotem, że wystraszyłam się, by nie zrobił kupy. Więc zaperzyłam się.
-Teraz ty zaczynasz ze świętością! Edward mi powiedział, że jak go chciałaś go wypędzić ze swojej głowy, to klęłaś jak szewc.
To nie był dobry pomysł. Ojciec skapitulował i zwinął się na podłodze, piszcząc ze śmiechu. Nigdy nie przypuszczałam, że opanował już tak wysokie częstotliwości!
-Zwariował? – spytał Emmet z (niewiadomo czemu) nadzieją.
-To mnie Edward posądzał o twoją orientację w przekleństwach. – wykrztusił w końcu tata do mamy. – Rzeczywiście świetny miałaś zestaw, a kiedy go prezentowałaś…
-A widzisz? Ty też klęłaś! – dogryzłam jej.
-W myślach! – obraziła się.
-Ale gorzej! – ostatnie słowo należało do mnie.
-Ludzie, wychodzimy. – wtrącił się Jasper. – Wiele widziałem poranków 1 września, kilka naprawdę szalonych, ale ten…
-Przebija wszystko. – dokończyłam. – No cóż, jesteśmy rodziną o super zdolnościach , to i takie rzeczy mamy lepsze.
-A ty niby co masz nadzwyczajnie rozwinięte? – spytał Emmet, który jeszcze nie wybaczył mi perfidnego szantażu.
-Mózg, mój drogi, mózg! Przecież muszę myśleć jeszcze za ciebie. – odcięłam się i zwiałam na dwór.

                            *                           *                            *
 -Rosalie i Jazz – jeden. Jacob i ja – dwa. Edward i ty – trzy. Alice, Em, Bella – cztery. – wymieniałam, licząc na palcach.
-Brawo. Grupy rodzeństwa wymienione poprawnie. – powiedziała mama głosem egzaminatora. – A historia?
-To dzieci najlepszych przyjaciół Carlise’a i Esme. Wszyscy zginęli w wypadku samochodowym, gdy jechali na wycieczkę. Zostawili dzieci pod opieką wyżej wspomnianych. Małżeństwo adoptowało wszystkie sieroty i dało im swoje nazwisko – Cullen. I teraz wychowują je na równi z własnymi dziećmi – Rose i Jasperem.
-Dobrze – pochwaliła mnie mama. – No, chyba już dojeżdżamy.
Przepytywała mnie w samochodzie.
-Obiecaj mi coś – zażądałam.
-Co? – zdziwiła się.
-Trzymaj Alice z dala ode mnie. Jestem przekonana, że nadal ma w kieszeni tą okropną przepaskę.
Roześmiała się.
Nie rozumiem, dlaczego akurat opaska napawa cię taką odrazą, skoro zgodziłaś się na całą resztę. – zmierzyła mój strój wymownym wzrokiem.
-A słyszałaś kiedyś o kropli przepełniającej dzban?
Wysiadłam z auta na parking. Ktoś przewidujący rozdawał chętnym mapki szkoły. Wzięłam jedną i zaczekałam na matkę. Razem weszłyśmy do szkolnej auli, by wysłuchać długiego i nudnego przemówienia dyrektora szkoły.
W połowie mowy Ness rozszerzyły się nozdrza, ale gdy spojrzałam na nią pytająco, pokręciła głową.
Po rozpoczęciu roku spotkaliśmy się na parkingu.
Po raz pierwszy żałowałem, że wampiry nie śpią! – wyszeptał Emmet.
-Cicho! – upomniała go Rose. – Jedziemy.

                            *                        *                            *
W domu nie miałam nic do roboty. Całe popołudnie spędziłam nad książką. Przechodząc obok pokoju mamy usłyszałam:
-Pomieszanie matki z babcią… Nie ma co będzie zabawa!
-Jeszcze się szkoła nie zaczęła, a ja już czegoś nie rozumiem. – poskarżyłam się niebiosom jako całości i wróciłam do siebie.

6 komentarzy:

  1. Naprawdę dobre. Przeczytałabym tylko to opowiadanie na twoim miejscu i poprawła drobne literóweczki np. gdzieś tam było "coś tam coś tam DO coś tam DO blablabla". To tyle uwag. Tak jest OK. Taka opinia, bo - jak wiesz - nie jestem fanką Zmierzchu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny nick. Ale dla mnie zawsze pozostaniesz maleńkim Edzikiem...

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie jest forum. I nie nazywaj mnie tak, Bello

    OdpowiedzUsuń
  4. A bo co? TY nie możesz znaleźć na mnie wkurzającego mnie przezwiska.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie moja wina, że jestem mniej inteligentna, kolorytko

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, ja po prostu jestem anielsko dobra i cierpliwa,

    OdpowiedzUsuń