Łączna liczba wyświetleń

środa, 2 marca 2011

Rozdział 5

Pierwsza połowa dzisiejszego dnia była zwyczajna. – napisałam w czwartek wieczorem. – Poranna wojna o wstawanie. Poranne przygotowania. Poranna kłótnia z tatą. Szkoła.
Ale popołudnie było magiczne, bo… zakochałam się!
Nie, nie w Jacobie. Ani w ogóle w żadnym facecie. W kobiecie też nie. Ani w obojnaku.
Zakochałam się w piosence.
Nazywa się Stairway to heaven i…
-I ma takie śliczne, zielone oczy! – zapiszczał Edward głosem zakochanej nastolatki.
-Dlaczego to robisz? – spytałam swoim popisowym głosem zaraz się rozpłaczę. – Czy dlatego kazałeś mi pisać pamiętnik, żeby go teraz móc tak okrutnie wykpiwać? A ja pisałam go dla Rose, bo ją rozweselaaał! Zablokuj go Bella, niech on mnie nie słyyszyyy! – w moich słowach brzmiały prawie autentyczne łzy.
Zablokowała.
Szybciutko zamknęłam drzwi na zasuwkę  i rzuciłam się na łóżko, głośno płacząc. To też mi nieźle wychodziło.
Ma już poczucie winy? – napisałam SMSa do taty, który zawsze miał komórkę w kieszeni.
Tylko tak dalej, jeszcze trochę. – przeczytałam odpowiedź.
-Ale co się stało? – usłyszałam zmartwioną mamę.
Poszłam na całość.
-Nikt mnie nie kooochaaa! – zawyłam w radosnym natchnieniu.
-Ale… - zaczęła mama.
-Tak, wiem, lubicie mnie. Tylko Edward mnie nie cieeerpiii!
-Ale… - próbowała dalej.
-To nie moja wina, że nigdy nie miał młodszej siostry, a teraz się na mnie wyyyżywaaa!
Walnij z grubej rury, cały czas się trzyma. – głosiła wiadomość od ojca.
-Można wejść? – spytała Bella.
Z grubej rury, tak?
-Jeśli ktoś spróbuje dostać się tu siłą, to podetnę sobie żyły scyzorykiem, albo wyskoczę przez okno!
Ups, chyba przesrałam.
Ale powiedziałeś reszcie, że żartuję!? - wysłałam do taty.
Tak, tak. – uspokoił mnie.
-Ale co mamy zrobić, żebyś nie była smutna? – dobiegło zza drzwi.
Postanowiłam trzymać się roli.
-Chcę, żeby Edward przestał traktować mnie jak laleczkę. Taką, w którą można wbijać szpilki, a ona nic nie może zrobić. A teraz mnie zostawcie.
Byłam z siebie dumna.
Włączyłam coś idiotycznego o przemijaniu i dokończyłam wpis w pamiętniku.
…Ma piękną melodię. A tekst… cudowny.
W porze kolacji Esme zastukała do drzwi.
-Czy chcesz jeść w pokoju? – spytała.
-Nie ma potrzeby. Zejdę na dół. – odparłam i otworzyłam drzwi.
Zrobiła przepisową zdziwioną minę, ale puściła do mnie oko. Jak wszyscy w rodzinie, brała udział w spisku przeciwko Edwardowi. Stosowaliśmy terapię wstrząsową. Bella wszystkich blokowała, ale nie mogła powstrzymać zmysłów Edwarda, co akurat teraz było mi na rekę.
-Nie zamierzam zamykać się w sobie, tylko dlatego, że ktoś chce mnie zniszczyć. – rzuciłam w przestrzeń. Zeszłam do kuchni.
-Cam, prze… - zaczął Edward.
-Nie odzywaj się do mnie, ty cholerny draniu! – wysyczałam.
Zwiesił glowę.
-Bells, możesz mnie odblokować. – rzekłam beznamiętnie.
Po czym wybuchnęłam śmiechem, podbiegłam do Edwarda i zaczęłam wykonywać wokół niego taniec radości. Od czasu do czasu dostawał pięścią. Piszczałam wesoło:
-Nabrałeś się, ty durniu! Nabrałeś się!
Gdy rozkminił moje zachowanie, pochwycił mnie w ramiona i uniósł na wysokość twarzy.
-Nigdy więcej tego nie rób!
-Bo prawie zrobiłem w gacie ze strachu. – dokończył usłużnie Emmet.
-A tak. – zgodził się potulnie Edward.


                     *                                    *                                *

-Lucy In the sky, with  diamonds! – zawyłam nieco ochryple.
Pomimo późnej pory słuchałam muzyki z youtube – wyniki do hasła ,,muzyka z lat 60-tych” kryły wiele pięknych piosenek. Domownicy byli u kresu wytrzymałości psychicznej. Większość z nich trawiła Beatlesów słabo albo wcale.
-Jak długo Cam będzie słuchać muzyki, zanim położy się spać? – zaśpiewała mama czystym i mocnym głosem na melodię piosenki Boba Dylana Blowing In the wind.
-The answer, my friend is blowing In the wind. /Odpowiedź, mój przyjacielu szumi w wietrze/ - na szczęście ja też znałam tę piosenkę.
-She loves you, ye, ye, ye! – prułam się dalej.
Pół godziny później.
-Czy ty się w końcu położysz?!
-Any time at all! /kiedy tylko chcesz/.  – zapiałam.  -Ale nie teraz. – dodałam.
O wpół do pierwszej do akcji wkroczył ojciec.
-Spać, w tej chwili! – zagrzmiał.
Byłam już w piżamie, wystarczyło się położyć.
-Jakbym nie wiedziała, co wszyscy zamierzacie robić, gdy usnę. – burknęłam. Może nie byłam tak czujna jak wampir, ale słuch był moim najbardziej rozwiniętym zmysłem. /dowcip dla inteligentnych zboczeńców/. Jednak posłusznie wlazłam do łóżka.
Tata wychodząc zgasił światło, tak jak wtedy, gdy miałam 5 lat,
Odczekałam z pół godziny, aż wszyscy będą na tyle… zajęci, żeby nie usłyszeć, co leci z moich słuchawek. Czy oni nie pomyśleli, że mogę to wrzucić na iPoda? Bo wrzuciłam.
O trzeciej nad ranem zmorzył mnie sen. Ostatkiem sił wyłączyłam muzykę i odłożyłam sprzęt na podłogę..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz