-Camilla!
-What the Fuck?! – Boże, 4 godziny snu, ja chcę SPAĆ!
-Pobudka? – rozpoznałam głos Jaspera.
-Jeszcze słowo i zabiję cię kopem z półobrotu. – warknęłam. W obecnym stanie miałam mniej więcej taki sam stosunek do hałasu, jak człowiek na kacu. Czyli: źródło zniszczyć w trybie natychmiastowym.
-Spróbuj! – zachichotał.
-Dobra. A więc – zaczęłam swoim najbardziej wrednym tonem zaśpiewam ci Schody do nieba. Całe!
-Ło Jezu! - pisnął mysio mój dręczyciel. I już go nie było.
-Ona… Ona grozi… że…
-Że się zabije?! – przeraziła się Bella.
-Gorzej! – wydusił w końcu. – Że nam zaśpiewa Schody do nieba! Całe!
-Ło Jezu! – rodzina poszła za jego przykładem.
Do mojego pokoju wszedł Edward i spojrzał na mnie poważnie.
-Cam, uważasz się za osobę prawie dorosłą?
-Tak. – mruknęłam spod kołdry.
-I chcesz, żebyśmy traktowali cię jak osobę prawie dorosłą?
-Tak! – przytaknęłam już żywiej.
-A wiesz, jak zachowuje się osoba prawie dorosła?
-Taaaak. – znowu byłam znudzona.
-No to natychmiast wstawaj, ty pseudoodpowiedzialna nastolatko! – rozdarł się Edward jak stare prześcieradło.
-Alee… nie miałam pomysłu co powiedzieć dalej.
-Nikt ci nie kazał nie spać w nocy. – prawił mi kazanie mój (nieprzyznający się do tego) dziadek. – Zaczyna się od rzeczy małych. – skończył ciut przedwcześnie, teatralnie wyciągając mnie z łóżka za kostki.
Tym razem przeszłam obok garderoby Alice tupiąc radośnie, tak więc rzeczona chciała mnie złapać i ubrać.
-Hey, you’ve Got to hide your love away! /hej, musisz ukryć swoją miłość/. – zaśpiewałam.
-All you need is love! / wszyscy potrzebujecie miłości!/ - odbiła piłeczkę.
Pomimo tego zdecydowanym krokiem ominęłam ją.
-Why she had to go?! /czemu musiała odejść/ - zapiała Alice, która Beatlesów znała dość dobrze.
-No woman, no cry! /nie, kobieto, nie płacz/. – zawołałam na odchodnym, posiłkując się Bobem Marleyem.
Jak zwykle poszłam do Rosalie i (nie jak zwykle) zanuciłam:
-She wakes up, she makes up. /ona wstaje, ona się maluje/.
-Tak, tak.
Niestety, tata chyba wyznaczył sobie za cel życiowy mędzić mi nad uchem przynaimniej raz dziennie. Ale ja miałam tajną broń.
-Czy ty w końcu zrezygnujesz z tego makijażu?!
-Don’t bother …/nie dręcz mnie/. – kochani Beatlesi!
-Ale… - nie dał za wygraną.
-Life is very short, and there’s no time, for fussing and fighting, my friend. /życie jest bardzo krótkie I nie ma czasu na nerwy I walkę, mój przyjacielu./
-Na głowę mi włazi, słowo daję! – gderał tatuś.
-Ciszej waść! – mruknęłam.
-A będziesz śpiewać? – przeraził się trochę.
-Nie. Przecież jem, a zauważyłam, że nikt nie lubi okruchów na twarzy.
-Uffff. – odetchnął. – Camilla nie śpiewa, dziś piątek… żyć nie umierać!
-Ty nigdy nie umrzesz. – stwierdziłam stanowczo.
-Niestety. – burknął Edward, który najwyraźniej był dziś w złym humorze. I nawet wiedziałam czemu… Cholerny fanatyk Elvisa Preasley’a.
* * *
-Co robisz? – Jacob zajrzał mi przez ramię.
-Łapię koczkodany na lasso. – warknęłam. Rysowałam Beatlesów w krainie Lucy In The Sky With Diamonds. /Znajdź tekst w internecie, nie będę przytaczać./ Właśnie kolorowałam niebo na łososiowo.
Nie miałam co robić. Wykład nauczyciela był taaaki nudny.
Tak więc kompletnym zaskoczeniem był dla mnie jego głos, nagle energiczny i dziarski.
-A teraz wyjmujemy karteczki! Zobaczymy, co z tego zapamiętaliście
-O w mordę Krecika! /Nie mój tekst, koleżanki./ - wyrwało mi się.
-O w tyłek! – wyrwało się Jacobowi.
-O kuźwa! – wyrwało się Susan, właścicielce czarnych warkoczy
Reszta klasy wykazała wspaniałą znajomość brzmienia słowa ,,zakręt” po włosku.
-Łatwo dostać piątkę… - ciągnął nauczyciel.
-Polecam się! – szepnęłam.
-Ale za kompletnie nic stawiam pałę.
-Nie polecam się! – dodałam już głośniej.
Spojrzałam na pytania na tablicy. Nie wiedziałam nic.
-Help, i need somebody! – cichutko zaśpiewałam do Jacoba. Nawet w tej jakże krytycznej sytuacji nie potrafiłam powstrzymać się od zacytowania… no zgadnijcie kogo.
Mój niedoszły pomocnik spojrzał na mnie. Jego wyraz twarzy tak bardzo przypominał popisową minę idioty taty, że zaczęłam na serio rozważać ich pokrewieństwo. Widząc jego podobną sytuację, w przekonaniu, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy, zabrałam się do cieniowania chmurek na rysunku.
Po lekcjach Jacob, którego nie mogłam jakoś nazywać Sethem, poprosił mnie o dziwną rzecz. Zamierzał wybrać się ze mną na spacer, bo chciał ,,pogadać”. Wytrzeszczyłam oczy na tę propozycję, ale zgodziłam się.
-No to jutro o dziesiątej przed moim domem. – powiedziałam na odchodnym.
Wszystkie teksty piosenek bez podanego wykonawcy pochodzą od Beatlesów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz