-Gdzie się będziesz przemieniać? – zapytał ojciec, znów dotykając mi czoła.
Właśnie wychodziłam, by czekać na przemianę.
-W lesie. – odparłam stanowczo. – Nie zdemoluję sobie pokoju, niedawno sprzątałam.
-A ja już miałem nadzieję na lokalizację stacjonarną. – westchnął Jacob Junior, znienacka pojawiając się przy moim boku. – Blondi mnie wpuściła. – dodał.
-Słyszałam! – zawołała Rose z oddali.
-Historia lubi się powtarzać. – pokiwałam mądrze głową.
-Czy jeśli teraz pokaże jej język, powie: ,,Widziałam”? – poinformował się szeptem Jacob.
-Bez wątpienia. – potwierdziła wampirzyca, stając w drzwiach.
Na dłoniach miała gumowe rękawiczki. Przeszła przez pokój, w przelocie burząc włosy mojego chłopaka. Potem jedną ręką zdjęła osłonę z prawej dłoni i powąchała ją krytycznie. (Dłoń, nie rękawiczkę.) Skrzywiła się z niesmakiem i poszła do łazienki. Po chwili usłyszeliśmy, jak myje ręce.
-Mogła uprzedzić, też bym coś założył. – burknął Jacob Junior z niezadowoloną miną.
-To też słyszałam! – krzyknęła Rosalie z toalety.
-Nietoperz-wampir, widzi uszami. – Jacob zdecydował się jednak pokazać język drzwiom łazienki.
-Ale co ty tu robisz? – spytałam.
-Zbieram grzybki! – prychnął. – No chyba nie myślisz, że pozwolę ci przejść przez to samej?
Prawdę mówiąc, tak właśnie myślałam.
-Dzięki. To znaczy… nie musisz.
-Ale chcę. – uciął krótko. – Jesteś pewna tego lasu?
Pokiwałam głową.
-No to idź się przebrać w jakiś dres, bo wiele z niego nie zostanie.
Tata zachichotał w kułak, a Edward chrząknął znacząco.
-Stare zboki. – mruknęłam i poszłam się zmienić garderobę.
* * *
-Jacob, czy my będziemy w jednej sforze? – spytałam, siadając w gęstej trawie, na niedużej polanie, gdzie miałam się przemienić.
Była dopiero połowa września, a ja czułam się, jakby minął rok. Tyle się wydarzyło… Nowa szkoła, nowi znajomi, Jacob i wpojenie… No i teraz ta przemiana. Ocknęłam się z zamyślenia, by usłyszeć odpowiedź chłopaka.
-Tak, oczywiście.
-Super! – ucieszyłam się. – Cam i Jacob, spółka z o.o!
-O.o? – Jake spojrzał na mnie z politowaniem. – Będziemy przeganiać obce wampiry i użerać się z ewentualną resztą sfory. Masz swoje o.o.
-Czekaj, a ty jesteś alfą? – przyjrzałam mu się badawczo.
Kiwnął głową.
-Zamierzasz używać na mnie swojego głosu? – uniosłam brwi.
-Nie, chyba, że w ekstremalnych przypadkach.
-Czyli jakich? – chciałam znać swój los.
-No… na przykład, gdybyś chciała odwołać spotkanie…
Fuknęłam gniewnie.
-A co z czytaniem w myślach w wilczej postaci? – pytałam dalej.
-Niestety… - westchnął Jacob nieszczerze.
Uniosłam dumnie głowę.
-Ha! M i to nie przeszkadza. Wreszcie zobaczę, co ci się roi w tym wilczym łbie.
Poczochrałam mu włosy, zupełnie jak niedawno Rosalie. Potem udała, że z niesmakiem wącham sobie dłoń.
Wybuchliśmy śmiechem.
-A właśnie. – skojarzył sobie Jake. – Nie bardzo mi się podoba, że będziesz mieszkać z wampirami.
-Czemu?
-Och, wiesz przecież. Nastroje no i ten zapach.
-Tata jakoś sobie radzi.
-Trzyma go tam twoja mama. A ciebie?
-Mama, tata, dziadek, babcia, dwie cioteczne babcie, dwóch ciotecznych dziadków, pradziadek i prababcia. – wyrecytowałam jednym tchem.
-Tak, ale…
-Boisz się konkurencji? Nie martw się, nie będę kręcić z własnym wujkiem. – przerwałam mu. – Poza tym, pogadamy jak skończę 18 lat.
Westchnął tylko i pokiwał głową.
* * *
Po plecach przeszedł mi gorący dreszcz, a potem fala bólu.
-Zaczyna się! – jęknęłam. – Kuźwa, czuję się jak na porodówce!
Jake uśmiechnął się lekko, ale był bardzo zdenerwowany.
Jak ojciec dziecka. – przemknęło mi przez głowę.
Już miałam się roześmiać, ale zwinęłam się z bólu i całą wolę skoncentrowałam na tym, by nie krzyknąć.
Trwało to jakiś czas. Potem dreszcze stały się lodowate, a fale cierpienia zastąpiły krótkie ciosy, jakby sztyletu.
-Cholera, Jake, coś jest nie tak, ja to czuję. – jęknęłam znowu.
-Caaarlise! – wrzasnął Jacob, by mieć pewność, że ten go usłyszy.
Zmarszczył brwi, pewnie wysyłał sygnał myślowy do Edwarda.
Po chwili nadbiegła cała rodzina, o ile mogłam się zorientować, oczy miałam zasnute mgłą, a może to były łzy?
Usłyszałam, jak ktoś głośno wciąga powietrze. To chyba był Carlise.
Musiałam naprawdę okropnie wyglądać.
Poczułam chłodne ręce.
-Zostaw. – rozkazał Jake. – Co wam da, że będzie w domu? I tak zaraz się przemieni.
-Skąd wiesz?
-Bo jestem wilkiem i byłem z nią od początku?
Ból przeciął moje ciało jak miecz z lodu.
Wrzasnęłam przeciągle.
Usłyszałam , jak rozrywa mi się ubranie.
Byłam wilkiem… a potem znów człowiekiem.
Jakiś koc, czyjeś ramiona…
A potem już nic.
Tak na serio to nie bardzo jestem zadowolona z tego rozdziału. Chyba wena mi się kończy... może zawieszę bloga?
Tak na serio to nie bardzo jestem zadowolona z tego rozdziału. Chyba wena mi się kończy... może zawieszę bloga?
Zawiesić bloga?
OdpowiedzUsuńPOGIEŁO CIĘ???!!!!!
MAsz pisać dalej!
spróbuj zawiesic to dostaniesz kopa xd!
OdpowiedzUsuńOk, dowartościowaliście mnie, nie zawieszę. Czekajcie na 6. Chyba go nazwę: ,,festiwal polskiej piosenki debilnej".
OdpowiedzUsuńSłuchaj, rozdział extra, tylko rozwiń tą końcówkę, jak się przemieniła.
OdpowiedzUsuńCo ja mam niby rozwinąć? Sama sobie rozwiń, jak mi się spodoba to prześlę na bloga.
OdpowiedzUsuń