Łączna liczba wyświetleń

sobota, 2 kwietnia 2011

Wudu i feministki, czyli rozdział 1

-Cam, mógłbym mieć twoje zdjęcie?
-Chcesz sobie wkleić do legitymacji? Mogą się skapować. – zmartwiłam się.
-Nie ja…
-Tylko nie próbuj żadnych sztuczek z wudu i szpilkami! Zanim zdążyłbyś podnieść drugą pinezkę, byłabym na miejscu, żeby się osobiście walnąć młotkiem dokładnie w połowie wysokości.
-Nie o to chodzi! – doszedł wreszcie do głosu Jacob. – Bardziej… No wiesz. Szklana ramka, mały stoliczek i kwiaty.
-Jake, spójrz mi w oczy. – rozkazałam surowo.
Posłusznie podniósł wzrok.
-Czy ja wyglądam jak Jezus? – spytałam groźnie.
Potrząśnięcie głową.
-Jak krzyż?
Potrząśnięcie.
-Talerz owsianki?
Mocno zgłupnięte potrząśnięcie.
-No właśnie! – podsumowałam z tryumfem. – Przyzwyczajona jestem do tego, że ludzie modlą się tylko do obrazków świętych, symboli religii i nad talerzami owsianki. To ostatnie chyba najczęściej. Więc wybij sobie z głowy takie pomysły. Muszę ci wystarczyć żywa, bez fotoshopa.
-Umiesz sprawić, żeby człowiek poczuł się jak idiota. – jęknął z podziwu Jacob.
-To jedyna rzecz, której nauczyłam się od belfrów. – odparłam.
-A właśnie – skojarzył sobie Jake. – poucz się geografii, bo o ile wiem, nic nie umiesz. Jeśli Pogodynka cię spyta, dostanie wścieklizny, a spyta na pewno.
Siedzieliśmy w jednej z pustych sypialni na piętrze i uczyliśmy się.
Skrzywiłam się lekceważąco.
-Nie spyta. Nie takie cuda już widziałam. – przytuliłam się do mojego chłopaka. /Wskazówka dla durniów – chodzi o Jacoba!/
-Rodzicom nie przeszkadza twój ,, optymistyczny” stosunek do nauki? – poinformował się.
-Zapominasz, że  zostałam wychowana w duchu zasady ,,Czego nie nauczysz się teraz, nauczysz się w innym liceum, w innym miasteczku” – odparłam.
-Ach tak. Muszę się przyzwyczaić do twoich planów na przyszłość. – westchnął.
-A jakie mam planu na przyszłość?- zainteresowałam się.
-Żyć wiecznie jako wampir lub wilkołak, razem z rodziną. I z facetem, któremu teść udziela rad, jak się przemieniać, żeby się nie zestarzeć.
-Dokładnie.- potwierdziłam.
-To się chyba nazywa zgubne skutki nałogu. – poskarżył się Jacob.
-Chyba nie. – zaprotestowałam. – Nałóg to coś niedobrego, a, o ile wiem, wpojenie to piękne doświadczenie.
-W ciebie – tak. – zgodził się Jake i pocałował mnie, miękko, delikatnie.
Po chwili odsunęłam się i pocieszyłam go:
-Nie martw się. Carlise mówi, że w tajnych laboratoriach jest już prototyp specyfiku odmładzającego.
Niespodziewanie Jacob jęknął.
-Musimy jeszcze odwalić to wypracowanie z anglika! Jaki temat wylosowałaś?
-Reakcja mojej rodziny na moje kłopoty. – prychnęłam.
-Biedactwo.
-Nie aż tak. Mam już szkic:
,,Mama kręci głową, tata kręci nosem, a dziadek kręci się pod nogami i przeszkadza.”
-Przypominam, że oficjalnie mama i dziadek to twoje przybrane rodzeństwo, a tata – prawdziwe.
-To się nie zdarza nawet w najbardziej patologicznych rodzinach. – podsumowałam.
-Napisz coś głupiego, konwencjonalnego i nudnego. – mądrzył się Jacob.
Spojrzałam na niego pobłażliwie.
-Nie ucz dziada jak charchać. – poradziłam przyjaźnie.
Przytłoczony tą celną uwagą Jacob wziął się do pracy i zamilkł. Na jakąś minutę.
-Hm, jak piszesz ,,konsternacja”? – odezwał się nieśmiało.
-Wcale. – zapewniłam go.

                         *                     *                     *
-Camilla, Jacob, chodźcie tutaj! – zawołała mama z dołu.
Zbiegliśmy po schodach, do kuchni, gdzie siedziały Nessie i Esme.
-Dzwonił twój tata. – zwróciła się do Jacoba.
-Nadchodzi Apokalipsa. – mruknął nieszczęsny syn.
-Pyta – ciągnęła – czy zakotwiczasz się u nas na stałe i czy będziesz rozbił namiot w ogródku.
-Cam, ile ja tu siedzę? – poinformował się.
-Od dwunastej, a teraz jest piąta. – odpowiedziałam.
-Mam przesrane. – oznajmił Jacob zdumionemu światu. – Muszę lecieć, jeśli chcę dożyć jutra.
Musnął ustami mój policzek. W stronę mamy zrobił hinduski gest pozdrowienia za złożonymi rękami, ubrał się i już go nie było.
Spojrzałam na Ness spod oka.
-Potrzebna mi mała szafa. – oświadczyłam stanowczo.
-Jeśli zamierzasz trzymać w niej kochanka, to lepiej spraw sobie większą. – poradził Edward, wchodząc do kuchni razem z Emmetem.
-Nie mam kochanka, tylko chłopaka i to tylko jednego. Od wczoraj. – sprostowałam.. – Szafa jest mi potrzebna na jakieś ciuchy dla Jacoba. Nie żebym zamierzała jakoś specjalnie go wkurzać /gdy wilkołak się denerwuje, przemienia się w ubraniu, które idzie w diabły./, ale może zdarzyć się nieoczekiwany wypadek.
-Którego, jak rozumiem, nie możesz się doczekać. – dokończył Edward.
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Ale po co aż szafa? – zdziwiła się Renesmee.
-Jeśli uda ci się przekonać Rosalie, żeby udostępniła Jacobowi jedną półkę, to jestem gotowa zrezygnować z tego pomysłu. – zakpiłam.
-Hm, no pewnie jest gdzieś jakaś pusta szafka. – skapitulowała.
-Nie miała baba kłopotu, znalazła sobie faceta. – stwierdził Emmet.
-Jak widzę, hodujemy w domu przyszła wojującą feministkę! – ucieszył się Edward.
Wizja Emmeta – wojującej feministki, w wzdymanej wiatrem obszernej sukni i włożonym, a raczej wciśniętym na bakier kapelutku, walecznie dźgającego parasolką grupę mężczyzn, na chwilę odebrała mi mowę. Jednak szybko się opanowałam i surowo skarciłam niedoszłą feministkę:
-Emmet, nie rób z siebie durnia. Rozumiem, że to twoje ulubione zajęcie, ale są pewne granice!
Po czym postanowiłam załatwić drugą sprawę.
-I tak przy okazji, to chcę przenieść swój pokój na piętro.
Mama uniosła brwi.
-Jacob, co ty na to? – spytała głośno.
-Na co? – ojciec wkroczył do akcji.
-Ona chce mieszkać na piętrze - oświadczyła Ness.
-A po co? – tata wbił we mnie badawczy wzrok.
-Bo mój pokój jest obok salonu, jest głośno i czuję brak prywatności.
Odpowiedź rodem z poradnika.
-Dziecko drogie, Edward czyta w myślach, Alice przewiduje przyszłość, wszyscy doskonale słyszymy i czujemy, a ty mówisz o prywatności?
A ta już nie.
-Taaa, a mieszkanie w najgłośniejszej części domu to niby ma mi pomóc o tym zapomnieć? – wzniosłam oczy do nieba.
-No wiesz, jednego dnie masz chłopaka, zaraz drugiego zmieniasz pokój. – tłumaczyła Renesmee.
-Mamo! – jęknęłam.
-No dobrze, pomyślimy. – złagodził sprawę ojciec.
-No to załatwione! – ucieszyłam się. – Idę trochę poplanować.
Przy drzwiach stanęłam i obrzuciłam zdumionych rodziców krytycznym spojrzeniem.
-Mógłbyś zmienić fryzurę. – zwróciłam się do taty. – Albo chociaż się ostrzyc.
-Próbujesz ze mnie zrobić Rosalie. – zaprotestował.
-Boże uchowaj! – przeraziłam się. – W kiecce wyglądałbyś fatalnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz