Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 maja 2011

A jednak z krewnymi jest trochę zabawy, czyli rozdział 4

Po powrocie ze szkoły zasiadłam do lekcji. Przeciągałam to tak długo jak mogłam, ale mama mnie nakryła.
-Idź się poba… porozmawiać z Eric’em. Suzannah wyszła, pewnie mu się nudzi.
Na szczęście wtedy przyszedł Jacob i to razem z nim udałam się do jaskini lwa.
Zapukaliśmy.
-Hej. – przywitał nas, stając w drzwiach.
-Cześć. – mruknęłam chłodno. Ale zaraz potem przyszedł mi do głowy świetny pomysł i o mały włos, a uśmiechnęłabym się szeroko.
Chłopak zamknął okno w komputerze. Było yo chyba jakieś forum, ale zdziwiło mnie, że Eric posługuje się nickiem Tajemnicza blondynka.
-O co chodzi? – spytał z nieco wrogim wyrazem twarzy.
-Przyszliśmy zabawiać cię rozmową. – wyjaśniłam, bezceremonialnie siadając na biurku.
-Zwariowałaś? – warknął.
-Zgaduj dalej. – zanuciłam, machając nogami.
-Suzannah cię nasłała?
-Nie-e.
-Będziesz się świetnie bawić moim kosztem, tak? – skapitulował.
-Przejrzałeś mnie. – spojrzałam na niego spod oka.
-Czy to jakiś spisek? – zmarszczył brwi.
-Tak, pięć. – prychnęłam. – Jeden z udziałem NASA, drugi FBI, trzeci KGB, czwarty Brytyjskiej Marynarki Wojennej, a piąty wspomagany przez Międzynarodowy Związek Tancerek Hula.
-To jest taki związek? – czy Eric naprawdę nie zrozumiał kpiny?
-Jasne! – energicznie pokiwałam głową. – Prawdę mówiąc, myślałam, że do niego należysz.
-Otóż nie. Zdziwiona?
-Bardzo.
-Myślę, że…
-Nie myśl. – przerwałam mu. – W twoim przypadku myślenie boli, zwłaszcza innych.
-A w twoim przypadku… Twoim przypadku… - zacukał się Eric.
-No co? – uniosłam brew.
-W twoim przypadku bolą słowa! – wyartykułował w końcu. Słowo nie strzała, a więcej rani. – zacytował z mądrą miną.
-Znieś to, Eric, bądź mężczyzną!
-Zabiję cię. -  syknął, nagle bardzo zdenerwowany. – Z zimną krwią i śmiechem na ustach. – Pojechało grozą że szok! – Nienawidzę cię.
-W takim razie nie żal mi umierać. – odparowałam.
Zacisnął pięści i napiął mięśnie lewej ręki.
-Ojej, jesteś w ciąży pozamacicznej? – zmartwiłam się, dotykając jego bicepsa.
Wtedy Eric zaczął się trząść. Znałam się trochę na takich dreszczach i wiedziałam, że się zaraz przemieni.
Uniosłam dłonie do ust. Potem zrobiłam z nich trąbkę i wrzasnęłam chłopakowi prosto do ucha.
-Do przedpokoju!!! Pokój rozwalisz, idioto!!!
Wspólnie z Jacobem, który dotychczas tylko gapił się, zdziwiony, wypchnęliśmy Eric’a za drzwi.
Po jakiś 2 minutach wytknęłam głowę, że3by ocenić rozmiary zniszczeń. Mój kuzyn w wilczej postaci stał i gapił się na walające się po podłodze szczątki ubrań.
Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem.
-Mam nadzieję, że wziąłeś zapasowe majtki.
Wróciłam do pokoju Eric’a. Jacob ciężko usiadł na łóżku. Nim też wstrząsały dreszcze.
-No czego się trzęsiesz jak niezdrowy? Boisz się dużego, złego wilka? – zakpiłam.
Jake natychmiast się uspokoił.
-No i co z nim?
-She’s got nothing on, but it’s on the floor! /Ona nie ma nic na sobie, ale to jest na podłodze. Oryginalny tekst jest inny, ale kto by się tym przejmował./ - zaśpiewałam.
-No ładnie.
-Usiadłam mu na kolanach i objęłam go za szyję.
-Wierz mi, wolałabym, żebyś był na jego miejscu. – szepnęłam.

                                *                  *                *

Wieczorem Jacob Junior postanowił, że jednak zanocuje w domu. Czytaj: jego rodzice wrócili.
Odprowadziłam go do drzwi, a Eric snuł się za nami, kierowany poczuciem winy. Wtedy usłyszeliśmy rozmowę z salonu.
-Masz wspaniałe dzieci. Suzannah jest taka śliczna, a Eric taki miły… - słodziła mama cioci Rachel.
-Hm, to ja nie jestem śliczny? – wyszeptał mój kuzyn, szczerze zmartwiony.
Bez komentarzy.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz